Sri lAnka
Myśląc od Sri Lance do razu przychodzą mi do głowy 3 skojarzenia Sigiriya, Ząb Buddy i Tamilskie Tygrysy.
Ktoś powiedział o Sri Lance, że to takie Indie w miniaturze, tylko czystsze.

Według buddystów pod sześcioma kopułami z w kompleksie świątynnym w Kandy przechowywany jest Ząb Buddy. Sama atmosfera jest dla mnie mistyczna. Aromat drżący od dźwięku bębnów, nasączający europejskie ciuszki, przepychające się pośród egzaltowanego lankijskiego tłoku. I właśnie ta mieszanka dźwięków, zapachów, galerii ludzi jest połączeniem trudnym do podrobienia. Oczywiście byłem w dziesiątkach świątyń przeróżnych religii – jednak tylko w niewielu czułem jakby bliskość absolutu, wręcz oddech spomiędzy zębów tłuściutkiego Buddy.

A coś czego nie widziałem ani wcześniej ani później, to mauzoleum świętego słonia Radży. Generalnie te zwierzęta na wyspie były zawsze otaczane specjalną czcią i atencją, do czasu kiedy w XIX wieku Brytyjczycy nie postanowili zrobić z nimi porządku – po swojemu – zabijając je tysiącami.
Radża przez kilkadziesiąt lat brał udział w procesjach z relikwią (kopią świętego zęba). Po jego śmierci ogłoszona żałobę narodową, a słonia wypchano i do dzisiaj możemy uśmiechać się do niego. Ale przecież piszę o tym co widziałem, a nie o tym co słyszałem.
Dzisiaj słonie na Sri lance to słynny sierociniec Pinnawala. Wiadomo, że trochę komercja, turyści i buddyjscy mnisi oglądający słonie podczas kąpieli. Ale jednak cudowne wrażenia ze spotkania z tymi kolosami. Kąpiel w wartkiej, brunatnej rzece, to nie show w cyrku.

Ale są też słonie żyjące na wolności. W ich poszukiwaniu, po pierwsze znajdujemy hektary ziemi jakby po przejściu połączenia szarańczy z cyklonem. Słonie są duże, wszystko mają duże (o czym przekonałem się widząc samca goniącego w korycie rzeki samicę :), no i dużo jedzą. Kiedy wreszcie je dostrzegamy, nasi przewodnicy wyraźnie zwiększają czujność. Głosy nieco przyciszone, dłoń na dźwigni zmiany biegów. Kiedy w naszą stronę rusza samic z dziurą w uchu (podobno przestrzelone), szybko zarządzają odwrót. Słoń potrafi bez trudu przewrócić samochód.
Po tej wycieczce szlakiem słoni, siedzimy sobie w pięknym hotelu z widokiem na lankijską bujną zieleń. W pewnym momencie coś łaskocze mnie między palcami u nóg. Energicznie potrząsam stopą i ku mojemu zdziwieniu wypada spomiędzy nich pijawka i ucieka po zimnym marmurze… Myślę, już po mnie. To co musiała mi wstrzyknąć zabiło by zapewne słonia, a co dopiero mnie. Pora żegnać się z tym światem, a już na pewno ze zdrowiem.
Szybciutko, biegiem do centrum ajurwedy. Tam kadzidła, oględziny i decyzja – obłożyć ranę popiołem z czegoś tam. Więc palą, kopcą, mieszają. Włożyli do rany po pijawce i stwierdzili, że będę raczej żył. Mieli rację. Tak na marginesie WHO uznaje Ajurwedę za najstarszy system opieki zdrowotnej.
Najznamienitsze dla mnie miejsce na Sri Lance to Sigirija.

